"PRZEŻYJ TO SAM"
- WSPOMNIENIA ZE SZKOLNEJ ŁAWY
Martyna R
Niedawno robiłam porządek w szufladzie ze zdjęciami. Znalazłam tam album, z którego wypadła fotografia. Jest na niej cała klasa. Stoimy na ławce i z przestrachem patrzymy w jakiś punkt. Wszyscy też trzymamy w rękach rogi obfitości.
Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy pierwszy raz przekroczyłam próg naszej szkoły. Zobaczyłam przed sobą tłum obcych ludzi i zastanawiałam się, co ja tu właściwie robię. Chciałam uciekać, bo miałam wrażenie, że za chwilę gruchnę płaczem. Zostałam tylko z powodu Marysi - mojej kuzynki, która jeszcze w czasie wakacji śmiała się, że spanikuję. Już chciałam do mamy, gdy zobaczyłam Marysię. Jej mina mówiła: "No i co? - jednak miałam rację..." Coś się we mnie przełamało. Gdy pani dyrektor podeszła do mnie i pasowała mnie na ucznia, odpowiedziałam tak głośno i dobitnie, żeby wszyscy mnie usłyszeli. Gdy potem spojrzałam na kuzynkę, zrobiło mi się głupio, bo zobaczyłam, że Marycha trzęsie się ze śmiechu. Jeszcze teraz wspominam ten dzień z rozbawieniem.
Inne wydarzenie, które zostanie mi w pamięci, to nasza pierwsza dyskoteka klasowa. Były to "imieniny czwartej klasy". Na długo zapamiętam pokaz mody w wykonaniu chłopców. Ubrani w damskie ciuszki próbowali chodzić w szpilkach. Najbardziej podobały mi się ich upadki. Wykazali się wtedy wielkim poczuciem humoru.
Znalazłam też starą gazetę sprzed paru lat. Jest to magazyn "DD", w którym zostały ogłoszone wyniki konkursu o tytuł "super nauczyciela". Aż mi się nie chce wierzyć, że udało nam się zająć czwarte miejsce w ogólnopolskim konkursie. Uważam, iż w pełni zasłużyliśmy na to wyróżnienie. W końcu przez cały rok szkolny ciężko pracowaliśmy na ten sukces. Wtedy właśnie pierwszy i zarazem ostatni raz została wydana nasza klasowa gazetka, którą zatytułowaliśmy "Trzeciak". W rok później wzięliśmy udział w konkursie "Mój belfer". Wtedy również dostaliśmy się do finału. Niestety, nie zdobyliśmy pierwszej nagrody.
W ciągu tych ośmiu lat miało miejsce wiele wydarzeń. Były one czasem smutne, czasem zabawne, niebezpieczne. Gdybym chciała je wszystkie opisać, nie starczyłoby kartek w zeszycie. Jeżeli zebrałabym wszystko w jedną całość, to pewnie napisałabym książkę, która nosiłaby tytuł: "Moje najlepsze osiem lat".
Helena K.
Kiedy dzisiejszego popołudnia przeglądałam mój pamiętnik, natknęłam się na bardzo dużo komicznych i dramatycznych sytuacji, jakie mnie spotkały w szkole. Parę z tych wspomnień chciałabym opisać.
Byłam wtedy uczennicą klasy szóstej. Jak co roku w Racławiczkach odbywały się zawody w bieganiu. Dlatego, że dobrze biegałam, musiałam w nich uczestniczyć, choć nie miałam na to wielkiej ochoty. Następnego dnia pojechałam z panem Zubem (nauczycielem w.f.). Gdy pan kazał mi się ustawić, zdenerwowana zaprotestowałam i powiedziałam panu prosto w oczy parę brzydkich słów. Następnego dnia wiedzieli już o tym prawie wszyscy nauczyciele. Było mi wstyd. Moja mama miała przyjść do szkoły, a tego bałam się najbardziej. Na kolejnej przerwie podeszłam do pana i go przeprosiłam. Wtedy usłyszałam słowo, które mnie bardzo ucieszyło, moja mama nie musi przyjść do szkoły. Kamień spadł mi z serca.
Nie wiem, dlaczego tak się zachowałam, może straciłam panowanie nad sobą? Ale wiem jedno, że nigdy nie zapomnę tego dramatycznego zdarzenia.
Chciałabym opisać jeszcze jedno wspomnienie, ale tym razem dotyczące klasy ósmej.
Wspólnie z moją przyjaciółką Sabiną od niedawna sprzedawałyśmy w sklepiku. Moim obowiązkiem było zabieranie ze sobą kluczyka. Właśnie przebierałam się na lekcję w.f. (ponieważ z szatni korzystają chłopcy, a jest tylko jedna, zawsze przebieramy się w toalecie), położyłam kluczyk na spłuczkę. Nie wiem jakim cudem znalazł się w muszli klozetowej. Zaczęłam panikować. Niestety, nie było wyboru, musiałam po niego sięgnąć, ale gdy tylko tam spojrzałam, robiło mi się niedobrze. Wreszcie się odważyłam i sięgnęłam po kluczyk. Jak oparzona rzuciłam go na podłogę i przez resztę przerwy trzymałam rękę w wodzie, myjąc ją tak, że była bielsza od drugiej. Wszystkie koleżanki się ze mnie śmiały. Później nawet mnie ta sytuacja nawet rozbawiła. Jednak najśmieszniejsze było w tym wszystkim to, że następnego dnia koledzy nie chcieli mi podać ręki na przywitanie.
Wspomnienia z wszystkich tych ośmiu lat, moim zdaniem, są czymś, czego nigdy się nie zapomina i nawet te dramatyczne wydarzenia utkwią nam w pamięci.
Marcin K.
Chodzę do szkoły już ósmy rok i wiele mam wspomnień z nią związanych. Jedno z nich utkwiło mi najbardziej w pamięci.
Pod koniec maja dojrzewają wiśnie ( po polsku - czereśnie). Niedaleko szkoły, właściwie w jej sąsiedztwie rośnie drzewo z tymi owocami. Znajduje się ono w sadzie u państwa Walocha. Są one duże, słodkie i czerwone. Tak nas kusiły, że nie można było się im oprzeć. Jako pierwsze czerwieniły się w Komornikach. Na przerwach zawsze biegaliśmy na nie, a jak mówi przysłowie: "Zakazany owoc lepiej smakuje". Jedna z osób pilnowała, czy ktoś nie idzie, a reszta rwała. Ja, jako najwyższy w klasie, naciągałem gałęzie. Chociaż nauczyciele zabraniali nam tam chodzić, i tak ich nie słuchaliśmy. Pokusa była większa.
Jest to moje najlepsze wspomnienie, do tej pory czuję jeszcze smak tych wiśni. Mam nadzieję, że w dalszej nauce nie będzie mi brakować podobnych wspomnień.
Monika O.
Szkoła dla wielu młodych to przedmiot utrapienia, dla starszych - miłe wspomnienia młodych lat. Czym jest i czym była dla mnie szkoła? Chciałabym się dziś zastanowić co szkoła podstawowa wniosła w moje życie i podzielić się wspomnieniami.
Jednym z najmilszych przeżyć szkolnych był dla mnie niewątpliwie konkurs "Mój belfer". Moja wychowawczyni wraz z naszą, wtedy drugą klasą, brała w nim udział dwukrotnie. Zasady zabawy są proste: typuje się swojego nauczyciela jako belfra roku w regionie opolskim. Mieliśmy dużo szczęścia i od pierwszej klasy naszą wychowawczynią jest ta sama osoba pani Irena Pachowicz. Od początku była dla nas jakby drugą mamą. Wspólnie z kolegami i koleżankami uznaliśmy, że Pani jest cudowną osobą i tytuł ten w pełni jej się należy.
Pierwsza edycja konkursu odbyła się o ile pamiętam w 1995 roku. Nasza klasa przygotowała album przedstawiający 3 lata spędzone z Panią. Praca była ciekawa. Zawierała wiele zdjęć i rysunków. Znalazł się tam między innymi mój wiersz napisany o i dla pani Pachowicz. Wlożyliśmy w te przygotowania wiele trudu i pracy, jednakże tym większa była nasza radość, gdy otrzymaliśmy zawiadomienie o dostaniu się do finału.
Dokładnie 14 października w Dzień Nauczyciela cała klasa stawiła się przed domem nauczyciela, skąd rodzice zawieźli nas na przystanek autobusowy w Dobrej. Stamtąd pojechaliśmy do Opola. Pech chciał, że akurat tego dnia rozchorowałam się i o mały włos nie pojechałabym. Pani jednak uprosiła mamę, żeby mnie puściła. Ledwo trzymałam się na nogach, ale byłam bardzo szczęśliwa. Impreza odbyła się w "Kinie Centrum". Wszyscy byli bardzo przejęci. Kolejno wywoływano na scenę nauczycieli, pokazywano slajdy z prac komisji (na jednym z nich znajdowała się nasza praca). Organizatorom bardzo podobał się nasz album. Mimo że nie zajęliśmy wtedy I miejsca, bawiłam się wspaniale i nigdy nie zapomnę tego dnia. W moich oczach pani Pachowicz jest niekwestionowanym mistrzem i żaden werdykt tego nie zmieni. Po konkursie zwiedzaliśmy studio Radia Opole, które było głównym organizatorem zabawy. Nagrano tam audycję z Pani udziałem.
Zabawa ta była czymś nowym i ciekawym, więc jeszcze przez długi czas odbijała się echem w regionalnych mediach. Kilka dni po finale zadzwoniła Pani mówiąc, żeby włączyć radio. Włączyliśmy. Leciał reportaż z konkursu. Jakie było moje zdziwienie, gdy w pewnym momencie spiker zaczął recytować mój wiersz! To było coś niebywałego. Siedziałam przy radioaparacie na wpół przytomna. Mama uśmiechnęła się z dumą i pocałowała mnie w czoło. Cała rodzina słuchała w skupieniu.
To był jeden z moich pierwszych wierszy. Teraz piszę często i dość dużo. Poezja stała się jednym z najważniejszych elementów mojego życia. Gdyby nie Pani i ten konkurs myślę, że nie zaczęłabym pisać.
Szkoła jest czymś bardzo ważnym w moim życiu. Ona jest częścią mnie a ja częścią jej. Już teraz wiem, że bardzo trudno będzie się z nią rozstać.
Sabina G.
Ostatnio robiłam porządki w moim pokoju. W ręce niespodziewanie wpadł mi mój stary pamiętnik. Przeglądając go i czytając kilka stron, przypomniałam sobie zarówno przyjemne jak i nieprzyjemne chwile z lat spędzonych w szkole.
Najbardziej w pamięci utkwiła mi moja pierwsza miłość. Byłam wtedy w piątej klasie a on w klasie równoległej. Mial na imię Jacob i bylam w nim beznadziejnie zakochana. Później jednak wyjechałam do Polski i poznałam nowych przyjaciół w nowej szkole.
Pamiętam też dobrze pierwszy dzień w szkole w Komornikach. Strasznie się bałam, ponieważ byłam dla wszystkich obca i prawie nikogo nie znałam, poza tym nie umiałam dobrze mówić po polsku. Ale wszystko się ułożyło i poznałam dużo przyjaciół, których nie zapomnę nawet, gdy nasze drogi się rozejdą.
Chętnie wspominam wycieczki, na ktorych byłam z moją obecną klasą. Niezapomnianym zdarzeniem n ajednej z nich, z którego wszyscy się śmiali ( włącznie z ofiarą tego zdarzenia), była to, że nasz przewodnik pośliznął się i wpadł do błota, przed którym nieco wcześniej sam nas ostrzegał. Nigdy nie zapomnę tego widoku.
Inne zdarzenie było komiczne i dramatyczne zarazem. Moja koleżanka i ja sprzedawałyśmy w sklepiku szkolnym. Pewnego razu zgubił się jej kluczyk do sklepiku. Byłyśmy bardzo wystraszone. Szukałyśmy go po całej szkole, aż się odnalazł ... -w muszli klozetowej. Nikt nie miał odwagi go wyjąć, ale moja koleżanka stawiła czoła sytuacji i wyciągnęła go z muszli. Z tego będę się jeszcze długo śmiać.
Pamiętam też jak w czerwcu na przerwach "pożyczaliśmy" czereśnie pana Walochy - były naprawdę pyszne. Ilekroć będę tamtędy przechodziła przypomnę sobie nasze "pożyczki".
Chętnie wspominam osiem lat spędzonych w szkole podstawowej i nigdy ich nie zapomnę.
Roman M.
Moje osiem lat w szkole podstawowej to wspaniałe wspomnienia i niezapomniane chwile. Zawsze będę miał w pamięci mój pierwszy dzień, kiedy to pełen optymizmu przyrzekałem dobrze wypełniać obowiązki ucznia. Najprzyjemniejszą jednak chwilą dniu było odebranie tyty ze słodyczami, która była większa i cięższa ode mnie. Na apelu recytowałem również wiersz i wtedy po raz pierwszy się zestresowałem.
Nauka podczas całych ośmiu lat nigdy nie sprawiała mi kłopotu, dlatego miałem bardzo mało złych ocen. Pamiętam zdarzenie, kiedy pani od matematyki posłała mnie z kolegą do starszej klasy, abyśmy razem rozwiązali zadanie, z którym oni nie umieli sobie poradzić.
Nigdy nie miałem powodów, aby nie lubić szkoły. Przeciwnie, było wiele radosnych chwil np. zdobycie czołowych miejsc na olimpiadach oraz na koniec roku odebranie nagród i świadectw z paskiem.
Czasami byłem też rozrabiaką. Mój kolega upadł na ziemię i uderzył się w głowę, gdyż odsunąłem mu krzesło. Razem z kolegami dokuczałem rownież dziewczynom, strasząc je pająkami i innymi robakami.
Podsumowując minione osiem lat muszę przyznać, że w szkole wcale nie jest źle. Ciężko mi będzie rozstawać się z kolegami i koleżankami oraz z naszymi wspaniałymi nauczycielami, do których bardzo się przywiązałem. Po wyjściu z podstawówki na pewno często ją będę wspominał i nieraz powiem: "Nie ma jak to w podstawówce"!